Chciałbym zacząć ten esej lepiej i paradoksalnie dzięki temu zaczynam go tak, jak powinienem. Próbowałem zastosować cytat, najlepiej jakąś mądrą sentencję zakończoną wielokropkiem, która przez chwile zatrzyma czytelnika i pozwoli narodzić mi się w jego wyobraźni, jako ktoś interesujący. „Czemu akurat użył tego cytatu? To musi być ciekawy człowiek”. I kiedy tak „ctrl+V” przeżywało swój taniec życia i śmierci z przyciskiem „Backspace”, uświadomiłem sobie, jak blisko krążę wokół tego, co tak na prawdę chcę przekazać.
Mojemu pokoleniu przyszło urodzić się w czasach względnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Nie mówię tu tylko o Polakach, ale nie zapominam też o tragediach dotykających wiele obszarów świata. Nie zmienia to jednak faktu, że XXI wiek, w porównaniu ze swoim poprzednikiem to bajka, w której jednostka ma dużo większe szanse na przetrwanie, rozwój, samorealizacje i spełnianie marzeń – mamy wszystko. Poczynając od łatwego dostępu do wszelkich rzeczy i instytucji, które pozwalają nam zapomnieć o samym dole piramidy Maslowa, bo przecież zaspokajanie podstawowych potrzeb jest tak proste. Wszelkie opowieści o pomarańczach na gwiazdkę, jedzeniu na kartki i staniu w gigantycznych kolejkach są dla nas zupełnie abstrakcyjne – no chyba, ze mówimy o bramkach przed festiwalem muzycznym.
Nie dotknęła nas wojna, głód ani żadna epidemia. Chociaż patrząc na to, jak dużą siłę ma ruch antyszczepionkowy to wszystko się może zdarzyć. Wracając do sedna, mamy najlepszą jak do tej pory służbę zdrowia, naukę rozwiniętą do tego stopnia, że ciężko sobie wyobrazić do czego będzie zdolna za kilka lat. Mamy prawa człowieka, ochronę danych osobowych, powszechny dostęp do informacji w każdym momencie i to samo tyczy się rozrywki. Mamy darmową edukację, mamy płacę minimalną – mamy święty spokój. To dlaczego jednak tak często czujemy się nieszczęśliwi? Skąd biorą się statystyki o ogromnym wzroście zachorowań na depresję? Dlaczego gabinety psychoterapeutów przeżywają teraz tak duże oblężenie? Czy jesteśmy tylko leniwym i zbłąkanym pokoleniem millenialsów, które zawdzięcza swoja nieudolność zbyt łatwemu życiu, czy jednak czasy, w których przyszło nam istnieć to tylko piękne drzewo, które rośnie i rośnie, ale jak przyjdzie zebrać z niego owoce, to okaże się, ze nic na nim nie ma?
Wrócę teraz do tego nieszczęsnego wstępu, aby zobrazować pewną kwestię. Przez pół godziny starałem się żeby był jak najlepszy, walczyłem z każdym kolejnym zdaniem, aby nie zacząć go zbyt trywialnie, zbyt nonszalancko, albo po prostu głupio. To zrozumiałe, prawda? Warto jednak robić coś najlepiej jak się tylko potrafi. Tylko gdzie jest granica tego „najlepiej” i czy będę świadomy tego, że właśnie teraz tak jest? Czy to nie jest tak, że zawsze może być lepiej niż teraz?
Chaos i szanse niewykorzystane
Łatwo wszystko zrzucić na Internet i portale społecznościowe. Część mnie chce szukać drogi naokoło, innego powodu, dla którego obecny stan rzeczy wygląda właśnie tak, ale nie mogę postąpić inaczej niż napiętnować winowajców. Facebook, Instagram czy Twitter, to tylko element samonapędzającego się błędnego koła, którego pozostałymi częściami składowymi są ludzka mentalność, lenistwo, manipulacja, problemy psychiczne i wreszcie kłamstwo. Nie jest moim celem utożsamiać portale społecznościowe z samym szatanem, bo zdaje sobie sprawę jakie można czerpać z nich korzyści. Niemniej jednak istnieje ogromny problem, który dotyka bardzo wielu młodych ludzi. Wszystko jednak zaczyna się od chaosu informacyjnego.
W obecnych czasach istnieje taki natłok informacji, którego nasze mózgi nie są w stanie przyswoić i przetworzyć. Popularne obecnie zjawisko „scrollowania” Facebooka czy Instagrama dają temu jasne świadectwo. Jeśli czyta to ktoś, kto spędzał dziś czas, na którymś z tych portali, niech spróbuje sobie przypomnieć, chociaż 20% tego, co tam widział. W większości przypadków będzie to niemożliwe. To jednak dopiero początek.
Efektem tego zjawiska, może być chociażby FOMO (fear of missing out), czyli lęk przed przegapieniem potencjalnie interesującej nas informacji. Ta nowa choroba cywilizacyjna, dotyka coraz to większą liczbę ludzi i powoduje m.in. brak decyzyjności, roztargnienie, problemy z koncentracją i obniżenie ogólnego poziomu szczęścia.
Sam natłok informacji potrafi siać w mózgu człowieka spustoszenie, a co jeśli dodamy do tego informacje fałszywe lub, co gorsza, szkodliwe? Niestety w zdecydowanej większości te dwie cechy łączą się ze sobą tworząc mieszankę, która doprowadzić może do kryzysu osobowościowego, a nawet depresji.
Idealny przykładem będą tutaj tytułowe „szanse niewykorzystane”, które posłużyły mi za nazwę zjawiska polegającego na ciągłym poczuciu, że inni mają lepiej niż my, że gdzieś za rogiem jest coś lepszego. Jesteśmy karmieni zdjęciami przyjaciół z wakacji, pięknymi ciałami sportowców i modelek, informacjami o milionie eventów, na których nas nie ma, o sukcesach naszych bliższych i dalszych znajomych, o nowych produktach, na które prawdopodobnie nas nie stać, o podróżach, o związkach, o szczęściu… które nas omija.
Do tego dochodzi moda na rzucanie wszędzie, gdzie się da coachingowych haseł, żeby wziąć się do roboty, że czas ucieka, że marnujemy życie, że gdzieś za rogiem czeka lepsza praca, lepsza miłość, lepszy dom, lepszy samochód, lepsze życie. My zaś stoimy przyparci do ściany, atakowani gradem tych ciosów, z zupełnie opuszczonymi rękami, bo nikt w szkole - pomiędzy wzorami skróconego mnożenia, a budową pantofelka - nie nauczył nas jak żyć w tym świecie, gdzie najcenniejszą umiejętnością jest odróżnianie prawdy od kłamstwa.
Zatrzymaj się!
Nie czuję się kompetentny żeby dawać lekcje życia, z którym sam niejednokrotnie mam wiele problemów. Należę do tego nieszczęsnego pokolenia Millenialsów, nad którym tak pięknie rozwodzą się socjologowie. Często wpadam w pułapki, o których wcześniej pisałem, ale z biegiem czasu uświadamiam sobie wiele kwestii.
Po pierwsze, nikt na Instagramie czy Facebooku nie dzieli się z nami zwyczajnością. Zwłaszcza w czasach, gdy potencjał marketingowy profilu na portalu jest tak ogromny. Nikt nie pokaże nam prawdziwej codzienności, jeśli zarabia na tym, że jest tak bardzo niecodzienny. Nasi znajomi, nie pokażą nam swoich problemów i trudów dnia codziennego, a ich życie to nie jest tylko dwutygodniowy urlop w Tajlandii, zaręczyny i kolacja przy świecach. Po drugie, nawet milionerzy popełniają samobójstwa i często Ci, którym zazdrościmy sukcesu, mają ze sobą największe problemy. To jak z budową domu, który często na zewnątrz wydaje się piękny, ma wiele kondygnacji i dach wystający ponad inne w okolicy, ale nie ma absolutnie żadnych fundamentów i zabezpieczeń. Przez to, dopóki nie dzieje się nic złego to wszystko jest z nim w porządku, jednak gdy przyjdzie burza, to dom zamienia się w ruinę. Niech wysoki i piękny dach będzie symbolem naszego materialnego sukcesu, a fundamenty naszą psychika i sposobem myślenia.
Po trzecie, wszystko zaczyna się i kończy w naszej głowie. Nie zaznamy szczęścia osiągając dobra materialne, którymi możemy się chwalić, nie mając porządku we własnej głowie. Od tego powinniśmy zacząć. Ten kto ma problem ze sobą, będzie miał problem z całym światem.
Zatrzymajmy się więc, na chwile. Odłóżmy telefony i komputery i skupmy się na tym co jest tu i teraz. Postarajmy się docenić, to co mamy i skupić na tym czego, tak naprawdę chcemy. Przestańmy z uporem dążyć do skrajności, odrzućmy od siebie wszelkie ideologie i opowieści, z których każda dąży do tego żeby dać jak największe złudzenie prawdy. Wejdźmy z głąb siebie i pobądźmy sobą przez chwile. Nie swoim awatarem, który pokazujemy światu – tylko sobą.
Zacznijmy wątpić we wszystko, co widzimy, tylko nie za bardzo, żeby nie przyszło nam do głowy być – wcześniej wspomnianymi – antyszczepionkowcami. Osobiście bardzo polecam zainteresować się tematem medytacji i mindfulness, o których nawet nauka wypowiada się w samych superlatywach. To jednak już temat na inną pracę.
Wiem, ze potraktowałem ten temat bardzo pobieżnie, ale mój strumień świadomości, którego doświadczałem przelewając myśli na klawiaturę, celowo musiałem częściej stopować, niż stymulować. To jest tylko esej, ani rozprawa filozoficzna, czy obszerna praca naukowa. Mam nadzieję jednak, ze nakreśliłem problem wystarczająco. Na koniec zostawię tu jeszcze tylko jedno zdanie.
W książce Bronnie Ware pt. Czego najbardziej żałują umierający, najczęściej pojawia się stwierdzenie „Tego, że nie żyłem swoim życiem”.
Kamil Kowalski
Comments